Szukaj

Majówka za granicą: Wrocław - dzień trzeci

7 maja 2014
pokaz, światło, woda, dźwięk, wrocław, fontanna, majówka, relacja, pergola, ogród, japoński, hala, stulecia


Trzeciego dnia myślałem, że zabije Darka. Darek to ten koleś, gdzieś tam wysoko, który odpowiada za pogodę. Mówiłem: "Darek słońce". Ale ten mnie nie słuchał i cały dzień było mokro i zimno. Masakra. Co chwilę miałem ochotę znów iść do jakiegoś pubu czy gdzieś, gdzie było ciepło. A niestety to był 3 maj, więc większość była pozamykana. Ale co mieliśmy poradzić. O 10 musieliśmy wyjść, a na 12:30 mieliśmy wejście do Panoramy Racławickiej.


Kierunek Panorama Racławicka vol.2

Dojechaliśmy na panoramę z godzinę wcześniej. Na placu przed były obchody trzeciomajowe. Konie, wojsko i kamery. Szybko czmychnęliśmy między nimi do środka, bo piździło niesamowicie.
Tego dnia już nawet dwie kurtki nie pomagały. Czemu ja głupi bluzy nie wziąłem. Tylko w koszuli latałem.

Czekaliśmy na te upragnione wejście, oglądając co się dzieje na placu i ogarniając jakąś kawiarnie, żeby się czegoś ciepłego napić. W końcu 12:30. Idziemy do wejścia. Przez bardzo fajny korytarz zakręcony jak ślimak. I nagle wyszliśmy na dwór. Znaczy jak się doszło do tej panoramy to pierwsze wrażenie było takie, że jesteś na dworze. Ale to tylko obraz wokół sali z makietą 3D przed nim.

panorama, racławicka, wrocław, majówka, relacja, daniel, olbrychski, insurekcja, kościuszkowska, 3, maj, konstytucja


Ten fragment nie oddaje nawet części tego jakie to wrażenie robi niesamowite. Choć przynajmniej nie widać na nim gdzie kończy się obraz, a zaczyna makieta. Połowa tego płotu w prawym dolnym rogu jest prawdziwa.

Na początku byłem sceptyczny co do pójścia na jakąś tam panoramę racławicką. Ale nie żałuje, że poszedłem. Naprawdę robi wrażenie. Jest to jedyna taka panorama w Polsce. Składa się z czterech głównych części w jednym obrazie wokół sali. O każdej z głośników opowiada nam Daniel Olbrychski.
Obraz przedstawia  pierwszą zwycięską bitwę podczas Insurekcji Kościuszkowskiej. Dokładnie  bitwę pod Racławicami, która odbyła się w 4 kwietnia 1794 roku. Czyli rok przed trzecim i ostatecznym rozbiorem polski. Dokonanym przez Prusy, Rosję i Austrię.
Na obrazie namalowanych jest wiele postaci historycznych. Między innymi sam Kościuszko czy generał Zajączek.

To idziemy na tą kawę czy nie?

Zaiste idziemy. Ale gdzie? Padła propozycja Literatki. Mała kawiarnia na rynku. Dużo książek i piwa można się napić. Zapewne bardzo klimatyczne miejsce. Ale ciasne. Nie było już miejsca, więc nie weszliśmy. A dodatkowo, było zbyt kulturalne dla kolegi, który na miasto wyszedł w dresie...ma się te znajomości.

Drugim miejscem był Merlin. Też kawiarnia. Już większa. Ludzi w środku dużo, ale byśmy się zmieścili. No cóż, miejsce jeszcze bardziej zakulturalne dla mojego szanownego plebsu. Znaczy się kolegów.
Poszliśmy dalej. I bardzo dobrze. Bo lokal do którego dotarliśmy był zajebisty. Prawie zajebisty, bo kelnerka zapomniała o jednym zamówieniu. Ale nic się nie stało, tylko trochę dłużej poczekaliśmy.


grill, bar, pod latarniami, wrocław, majówka, relacja, karczek, grzaniec, piwo, pierś, kurczak


Jak widać wyżej lokal nazywa się pod latarniami. Dlaczego? Bo w środku są latarnie. Jest to pijalnia piwa. Bardzo dobrego piwa. To zabawne, bo poszliśmy na kawę, a skończyło się na piwie i obiedzie. Dziś udało się zapłacić mniej. Aż się zdziwiłem jak dostałem rachunek na 22 zł tylko. A kupiłem grzańca i karczek z kluskami śląskimi. Jeszcze nie mam nawyku robienia zdjęć każdemu jedzeniu, ale to wyglądało dobrze. A smakowało jeszcze lepiej.

Myślałem, że za grzaniec zapłacę co najmniej 8 zł. A tu niespodzianka. Tylko 6, czyli tyle ile za piwo użyte do tego grzańca. A jeszcze były w nim dodatki. Jak pomarańcz, czy przyprawy. Bardzo dobry.
Ale i tak najlepsze było piwo, które zamówił kolega. Nie pamiętam nazwy, ale wiem, że było ciemne i miodowe. Pycha. Ideał.

Za karczek dałem 16 zł. Najdroższe danie ze wszystkich. #jebaćbiedę! Bardzo przyjemny w smaku, miękki. Kluski śląskie również mi smakowały. Dostałem jeszcze do dania sałatkę z sałaty. Ale nie spróbowałem. Oddałem koledze, bo nie lubię sałaty ze śmietaną. Czy coś w ten deseń.
Inni zamówili do jedzenia karkówkę i pierś z kurczaka. A do picia kawę. Tylko, że z kawą był problem, że ponoć słabo działał im spieniacz mleka. Ale jak koleżanka zamówiła swoją kawę, to pianka była całkiem ładna.

Bardzo chętnie wybrałbym się tam jeszcze raz. Mają duży wybór genialnych piw lanych i butelkowych i dobre tanie jedzenie. Idealne miejsce. Pewnie, gdybym mieszkał we Wrocławiu to by był mój ulubiony lokal.

Idziemy w miasto w poszukiwaniu keszy.

Najedzeni rzuciliśmy się w to zimne i mokre miasto. Aby trochę lepiej zwiedzić rynek. I inne części miasta. Do koncertu Jamala na, który chcieliśmy iść zostało trochę czasu to mogliśmy się poszlajać. 

Dominika jest zapaloną poszukiwaczką keszy od geocatching. Czyli małych skrytek, w których ukryte są jakieś upominki lub kartka na którą trzeba się wpisać. Gdy się bierze upominek trzeba dać inny upominek. Z kartkami jest lepsze to, że są mniejsze i łatwiejsze do schowania. Dlatego najczęściej są to właśnie kartki. Najpierw spędziliśmy z półgodziny koło jednego mostu w pobliżu wyspy słodowej, gdzie próbę miała akurat Mela Koteluk.

Potem już zmęczony staniem i patrzeniem jak szukają skrytki po krzakach ruszyłem przed siebie i znalazłem ten słynny most miłości, który cały obwieszony jest kłódkami z imionami, datami i serduszkami wyrytymi na nich. Zaraz do mnie dołączyła reszta wycieczki i poszliśmy dalej.

Przeszliśmy przez miejsce, gdzie co 50 metrów był kolejny kościół. Dobrze, że nie chcieli zwiedzać wszystkich i weszliśmy tylko do tego największego i najważniejszego. Nie mam pojęcia jak się nazywał. Jak by to w ogóle było ważne. Był momunemtalny. Weszliśmy do niego głównie, aby się trochę ogrzać. A głównie ja tam wszedłem z takiego powodu.

Potem poszliśmy nad zatamowany fragment rzeki. Szukać kolejnych keszy. I znów się nie udało. Skrytek w całym mieście jest mnóstwo. Tak w ogóle są one rozłożone po całej Polsce i całym świecie. Bo taką skrytkę robią losowe osoby i zaznaczają punkt GPS w którym jest oraz piszą podpowiedzi w aplikacji na telefon.

pająk, geocatching, wrocław, kesz, skrytka, majówka, 3majówka, jamal, relacja
W dziurze w kolumnie 
był oto taki przyjaciel.

Pierwsza skrytka w życiu znaleziona! YUPI! Za oto takim pajongiem. Gdy go pierwszy raz zobaczyłem, aż mną wstrząsnęło i miałem ochotę uciekać jak najdalej. Ale się uspokoiliśmy i go posmyraliśmy, aby sprawdzić czy jest prawdziwy. A następnie sprzętem, który widocznie założyciel skrytki zostawił, aby można było go wyciągnąć wyjęliśmy pajonga z dziurki. Pająk okazał się zatyczką do próbówki, w której była karteczka. Z 10 minut męczyliśmy się, aby w ogóle ją wyjąć. Musieliśmy, aż przepiłować troszkę próbówkę.
Ale się udało. Zapisali się na liście. Schowaliśmy próbówkę i pajonga na swoje miejsce. Zostawiliśmy wyjmowaczkę i długopis na miejscu i poszliśmy dalej. Na koncert Jamala

Koncert Jamala.

Gdybym wiedział, że 2 i 3 maja będą takie dobre koncerty we Wrocławiu to bym kupił sobie bilet. Były drogie, ale warte wydania pieniędzy. Choć można było też stać w pobliżu wyspy słodowej na której to się odbywało i też dobrze wszystko słyszeć. Tak też za sprawą naszych wielkich fanów Grubsona postanowiliśmy iść na koncert Jamala. Długo to on nie pograł. Miał zacząć grać o 16. Zaczął wcześniej. Nim obeszliśmy całą wyspę dookoła on już przestał grać. Bo ponoć był chory. Tak naprawdę chyba tylko rozgrzał publikę przed koncertem właściwym, bo jak już ruszyliśmy dalej znów zaczął grać.

Gdzieś po drodzę zrobiłem jeszczę fotkę takiej wielkiej ważki. Ładna jest.

wrocław, ważka, majówka, relacja
Przerażający Ważek.

Sky Tower podejście pierwsze


penis, sky, tower, skytower, kutas, punkt, widokowy, wrocław, majówka, bilet, relacja

Ruszyliśmy w stronę wielkiego penisa. Wyrastającego ponad cały Wrocław. Sky Tower. Dominika uparła się, abyśmy tam poszli. W końcu najwyższy punkt miasta. Na początku nie byliśmy chętni, ale potem coraz bardziej dawaliśmy się przekonać. I dobrze. Bo warto to zobaczyć. Niestety nie dziś. Biletów brak.

rozpływający, czas, salvador, dali, sky, tower, skytower, wrocław, majówka, relacja
A przed wejściem
czas się rozpływa według Daliego.

Coś mnie ten Wrocław za dużo wkurzał. Było mi zimno i chciałem się wykąpać. Dlatego po smutnej wiadomości, że nie ma biletów odłączyłem się od grupy, aby pojechać do schroniska. Oni poszli jeszcze przed budynek, który widać w teledysku Grubsona - Naprawimy To. A ja wsiadłem w 125, pojechałem do Dworca PKP, a stamtąd N-ką do schroniska. 

To może pokaz światło, woda, dźwięk.

Plan na wieczór był taki. Najpierw idziemy na pokaz fontann, a potem na jakąś imprezkę. Najpierw pojechaliśmy na Plac Grunwaldzki, który wyglądał jak mniejsza stacja  Centrum. Miejsce w środku miasta z którego możesz dojechać wszędzie. Też był takie dachy jak w centrum. Tylko, że tu były też tramwaje i nie była to pętla.
iglica, hala, stulecia, wrocław, pergola, fonntana, pokaz, dźwięk, światło, woda, zoo, relacja


Stąd pojechaliśmy w pobliże Hali Stulecia. Gdzie była właśnie ta fontanna, wielka iglica, pergola i ogród japoński. A po drugiej stronie ulicy ponoć najlepsze Zoo w Polsce, do którego niestety nie poszliśmy przez cenę za wstęp. 
Samo miejsce jest bardzo ładne. Pewnie w dzień byłoby jeszcze ładniejsze.

W samej hali była jakaś impreza, która wyglądała na wesele. Ale było to co innego. To nie ważne. Ważne, że mieli fontannę czekoladową. Jadłbym.
Sam pokaz był bardzo ładny. Zdjęcie z samego początku jest właśnie z tego pokazu. 
Według mnie był dużo ładniejszy od tego w Warszawie.  Choć Barcelony nic nie pobije. Może dlatego, że jest ona większa od tej warszawskiej. I ma dużo lepiej ustawione te pompy to wyrzucania wody.


Idziemy na imprezkę podejście drugie.

Tym razem darowaliśmy sobie te klubomordownie i chcieliśmy iść do jakiegoś lokalu z klimatem, piwem i parkietem. Plan był, aby iść do Gradientu. Tam, gdzie wczoraj byli, gdy już poszedłem. Niestety miejsca brakowało, więc tam nie zostaliśmy na dłużej. Ale miejsce rzeczywiście fajne. Na tyle fajne, że spotkałem tam kilku Youtuberów. W czym Marco i Lisie Piekło. Ten uczuć, gdy youtuber pamięta twoje nazwisko z komentarzy pod filmikiem :D

Tak było. Podszedłem do Marco, aby się zapytać co robi tu we Wrocławiu, akurat w tym pubie i czy mnie pamięta z Level Up'a w Warszawie. A co mógł robić. No był na majówkę i pił. Na prawdę nie wiedziałem co mogę powiedzieć osobie, którą znam tylko z internetu. Ale, gdy zapytałem czy mnie pamięta. To nawet wymienił moje nazwisko. Nie wiem czemu się tym jaram, ale jakoś tak czuje się fajny i wyróżniony.
Pożyczyłem im miłego wieczoru i poszliśmy na plac tych mordowni, aby spróbować jeszcze raz coś fajnego tam znaleźć.



Udało się. Zobaczyłem multitap o nazwie Szynkarnia. Gdy zobaczyłem, że to multitap, czyli wiele kranów do lania piwa miałem gdzieś co inni myślą i zaciągnąłem ich tu. Połowa ekipy była zadowolona, mimo, że piwo było drogie. A druga połowa ze smutnymi minami siedziała i przez długi czas nawet piwa nie wzięli. 

Nawet im dosłownie powiedziałem, żeby:"spierdalali", bo ja nie chcę nikomu psuć wieczoru. I jak chcą niech sobie pójdą gdzie indziej. Mi tu dobrze i tu zostaje. Nie zadziałało. A chciałem tylko, aby się lepiej poczuli i nieczuli uwięzieni z nami. Sam jak bym się czuł gdzieś źle to bym sobie poszedł, albo chociaż bym był wkurzony jako oni. Potem nawet piwo wzięli.

A ja wziąłem pyszne piwo wędzone. Które smakowało szynką wędzona. Nazywało się ono dymy marcowe. Po nazwie własnie tak wywnioskowałem, że będzie wędzone. Kolega za to wziął piwo, które smakowało krwią. W końcu nazywało się Rżnięte. Więc bardzo możliwe, że była w nim krew.

I w sumie na tym skończył się ten dzień. Jutro już ostatni dzień przygód. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz