Impreza, którą głównie mogliśmy podziwiać w internecie przybyła do Polski. Nie spodziewałem się, że coś napiszę z niej, bo miałem sobie tylko pracować w Teleplacku, znaczy się Telepizzy. O samej pracy nic pisać nie będę. Nie ma nic interesującego w robieniu pizzy na takich imprezach. Ciekawa jest sama impreza na którą udało nam się wejść dzięki naszej pracowniczej akredytacji. Tak to ja lubię pracować. Wchodzę za darmo, dobrze się bawię na imprezie i jeszcze mi za to płacą.
Monster Jam był w Warszawie 7 czerwca. Dzień wcześniej kontenerami przez Atlantyk przybyły do nas te piękne samochodziki. Najpierw od 13 było Pit Party koło stadionu. Tam można było coś zjeść. Obejrzeć stare samochody z muzeum motoryzacji i techniki oraz Monster Trucki. Wystawiony był El Toro Loco, który prowadzi kobieta. Iron Man oraz Blue Thunder.
Ogólnie nie jaram się bardzo samochodami. A szczególnie rykiem ich silnika. Ale ryk monstera ma moc. Zabawki za milion złoty. Wielkie koła, klatka ochronna i plastikowa obudowa. Do większości wchodziło się oknem albo od dołu (tak mi się wydaje). Tylko Monster Energy i Grave Digger (mój faworyt) mają normalne drzwi.
Batman to lamus, kółka mu się od razu popsuły. |
Główny motyw samochodów to postacie z Marvela. Pojawił się Batman, Superman, Iron man. Był też dalmatyńczyk z ogonem i językiem prowadzony przez drugą kobietę. Podczas freestyle'ów jakiś facet rzucił mu kość. Którą ona potem oddała komuś z publiczności.
W ogóle publiczność dużo fajnych pamiątek dostała. Głównie dzieci. Kierowca Grave Diggera wygrał wyścigi monster'ów i podarował puchar jakiemuś dziecku z publiki. Fajny gest. Pewnie ma już tyle pucharów, że oddanie jednego z jakiejś tam Polski to żadna strata. Można też było dostać czapkę jednego zawodnika. Strzelali koszulkami w widownie. A kierowca El Toro Loco podarowała komuś jeden ułamany róg z wozu. Który straciła podczas dachowania na freestyle'ach.
Co do samych zawodów. Najpierw były wyścigi monster'ów. Jeździły okrążenie trochę skacząc. Jakieś bardzo ekscytujące to nie było. Więcej ekscytacji przyniosło nam oglądanie wyścigów na quadach drużyny Polski i Niemiec. Najlepszy moment był, gdy niemiec ściął w trzecim wyścigu i wygrał przez to ten wyścig. Cała widownia wygwizdała jego czyn. A niemiec powiedział tylko, że ma to gdzieś. Dlatego w wyścigu finałowym polak ściął dwa razy. Ale wygrał i tak ten co nie ścinał. Polska pokonała szwaba. Radujmy się!
Kolejną atrakcją był freestyle motocrossów. Głównie skakali z rampy robiąc jakieś tricki w powietrzu. Backflip wygląda ekscytująco. Epickie też było jak wszyscy na raz jeden po drugim skakali. Coś niesamowitego.
To na co wszyscy czekali było na samym końcu. Freestyle Monster track'ów. Czyli mogli robić co chcieli na całym placu. I robili. Głównie skakali przez górki. Niszczyli samochody, jeździli na dwóch kółkach. Najlepsze z tego co wymyślili był back flip wykonany przez Maximum Destruxion. Dzięki czemu wygrał zawody freestyle'owe. Niestety nie spodziewałem się tego zdarzenia i nie nagrałem go. Najbardziej żałuje, że Greave Diggerowi nie udała się do końca ewolucja [Tak to wyglądało]. Jego backflip był epicko-genialnie-ekscytujący. Robił backflipa, ale też się trochę bokiem obracał. Wyglądało to na prawdę dobrze. Tylko źle wylądował. Gdyby dobrze wylądował to pewnie by wygrał.
Dalmatyńczyk to słodziak :3 |
Bardzo się cieszę, że udało mi się to wszystko zobaczyć na żywo. Już więcej mogę nie mieć takiej okazji. Taka praca to marzenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz