W piątek miałem w nowej szkole sześć godzin prawa. Lekka masakra. Umarłbym z głodu, gdyby nie wypad do Biedry. Umarł bym z natłoku informacji, gdybym nie przestał go słuchać w pewnej chwili. Umarłbym z nudy, gdybym nie zaczął pisać wiersza. I oto te moje wypociny wam przedstawie:
Na 6 godzin prawa
Siedzę sobie dziś na prawie
koleś gada jak po kawie
rzuca nim po całej sali
wszyscy czują się dziś mali
Gada koleś jakieś bzdury
prawa, normy, luki, dziury
nie słucham już gościa wcale
ja to całe prawo wale
słowotoku trzy godziny
ma tu ktoś kawałek liny
przestanie on kiedyś gadać?
chyba muszę głowę zbadać
masę chorych informacji
nie przetrawie do kolacji
kiedy lekcja ta się skończy?
błagam niech ktoś go wyłączy
I tak mniej więcej było. Koleś gadał, gadał, gadał i gadał. Z czego to co powinienem to zapisałem lub zapamiętałem. Ale pod koniec dostał takiego słowotoku, że nie wiadomo o czym gadał. Ale gadał. Najgorsze, że w przyszłym tygodniu mam sprawdzian z tamtej lekcji.
Ale jest spoko. Umiem już cały alfabet migowy.
Pozdrawiam
Resztki mnie, które zostały po prawie.
Ps. Cholera w ten piątek sześć godzin angielskiego i kartkówka z części ciała. Bogurodzico!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz