Jak było na widowni "Jaka to melodia?"
To uczucie, gdy jesteś na występie kabaretu i koncercie i do tego Ci za to płacą. Ostatnio mam często takie akcje. Wcześniej mi płacili (no, jeszcze nie zapłacili) za oglądanie walki Khalidowa na KSW. A za co teraz mi płacili dowiecie się za chwilę.
Można! Ja tam się dobrze bawiłem. |
Dzień Pierwszy
Na 10:15 mam być na Woronicza w
Budynku F Telewizji TVP.
Pobudka o 8, śniadanko, kawka. I
wychodzimy z Andrzejem na tramwaj. Ale najpierw poszliśmy
naładować kartę miejską. W pieprzonych kioskach nie można było
płacić kartą, a cholerny automat na Rakowieckiej zamarzł.
Dopiero na królikarni się udało naładować.
Przez tą przygodę
się spóźniliśmy z pół godziny i niestety Andrzeja nie wzięli na
pierwszy dzień nagrań, myślę, że gdyby miał mniej luźne spodnie, to by go
wzięli też. Miało być elegancko i kolorowo to było. Pomarańczowa
koszula i zielony krawat w paski to, to co miałem na sobie.
Posadzili mnie w miejscu, gdzie kamera
publiczności nie łapała. W gejowskim sektorze, bo siedzieli tam
sami faceci i jedna kobieta. Ale spoko. Nie narzekam.
Przyszedł Józefowicz i zaczęli
nagrywać. Najpierw śpiewała jakaś laska. Potem Natasza
Urbańska.(Całkiem fajnie to wyszło). A nam kazali klaskać i
tańczyć. Potem tam śpiewali inni, ale nikt znany.
Nudy. Godzinna, przerwa obiadowa. Po
obiedzie już Józefowicz się zmył i więcej nie wrócił. Za to
przyszła Patricia Kazadi, zaczęła śpiewać i tańczyć z grupą
taneczną. A mnie przesadzili do bardziej gejowskiego sektora na
przeciw mojego. W sumie to tamtego dnia wszystko było gejowskie.
Gejowskie sektory, gejowski klimat, gejowska podłoga, gejowscy
ludzie. No wszystko. Niezłe śmiechy mieliśmy z tego gejostwa.
Zapomiałem dodać, że wszyscy
lecieli do tej pory z playbacku. A dokładnie to wcześniej sobie
nagrali i puszczali, a ci muzycy udawali, że śpiewają. Nieźle w
chuja robią, co? Ale gdyby to nie było tak, to nagrywanie tego
wszystkiego trwało by trzy razy dłużej.
Na koniec wbił się Kabaret
Skeczów Męczących i wreszcie coś śpiewali na żywo. Nie ma to
jak zobaczyć występ kabaretu na żywo i jeszcze mi za to płacą.
LUBIE TO!
Chłopaki rozwalili system swoimi
trzema występami. I wreszcie nas wypuścili do domu, a godzina była 20:30. Po tym występie wracałem w całkiem wesołym nastroju, ale zmęczony.
Dzień Drugi
Dzwoni domofon, kurwa... Gdyby nie
przyszedł Andrzej z Angelą, to bym zaspał. Wypiliśmy kawkę i herbatkę i ruszyliśmy w drogę. Angela w swoją, My w swoją. Tym
razem się nie spóźniliśmy. Brawo my! Wkurzali się dzień
wcześniej, że mało elegancko. To dziś w pełnych garniakach
przybyliśmy. Ja usiadłem znów w gejowskim sektorze numer 1. A
Andrzeja posadzili w gejowskim sektorze numer 2.
Nudów nie było, bo czytałem sobie
Sekret na Kindelku, gdy nie było nagrania.
Dużo było tańca. Seksowne tancerki,
które chyba trochę gorzej tańczyły niż tancerki z wczoraj. Ale
brałbym wszystkie. Zrobił bym wielką orgię. Albo wielką zabawę
w słoneczko z ośmioma promykami.
Nagle zobaczyłem za kulisami gwiazdę
Szymona Majewskiego, czyli Bilguuna i od razu pomyślałem, że to
musi być Gangnam Style. Oczywiście się nie myliłem. Pojeździliśmy
sobie na koniu z Bilgunem, było spoko.
Przerwa obiadowa. Mniam,
zjadłem dobry bigosik. A po niej robiło się coraz gorzej. Jakieś
nudne piosenki i tańce, aż przyszedł gość główny, czyli
szacowny prowadzący Robert Janowski. Nie wiem jak ty, ale ja gdybym
pracował 10 lat w takiej robocie, to bym miał już wyjebane. On
właśnie pokazywał jak ma na tą pracę wyjebane. No, ale gdybym miał
dostawać za to 50 tysięcy, to bym to robił dalej.
Janowski to KOT! Wariat. Jego teksty
były świetne. A, że siedziałem tak, że koło nas często
przechodził, to wszystko słyszałem.
Mądrość życiowa hejcąca jego robotę:
Chłopaki mówię wam, znajdzie sobie jakąś normalną robotę.
Anegdotka życiowa hejcąca jego robote:
Moja córka się mnie zapytała: Tato, a kiedy ty będziesz miał normalną pracę
To jest dla mnie jak wjazd golfem tyłem z zamkniętymi oczami":
o wychodzeniu na scenę i "śpiewaniu"
Dobre było też jak się prawie
wypieprzył, gdy reżyser powiedział akcja, a On był jeszcze nie
na swoim miejscu, bo prowadził zażartą dyskusje z gitarzystą
Zbyszkiem. No i tekst
"Co, nie chcieliście puścić jak się prawie wypierdoliłem",
po tym jak przerwali nagrywanie.
Widać, że już trochę ta praca go znudziła i wkurza go to, że leci wszystko z playbacku.
Najlepsze momenty były między
nagrywaniem, gdy muzycy zaczęli improwizować.
Wróciłem zmęczony po tych 11
godzinach. Ale wyszedłem wesoły.
Dzień trzeci
Najlepszy dzień...do czasu, gdy nie
weszły dziewczyny z Brazylii, w chujowych strojach i tańczące
jakieś brzucho-gówno. Żenada!
Ale jak się zaczęło? Standardowo,
pobudeczka, tym razem herbatka. Tościki na obiad i w drogę.
Kazali się ubrać kolorowo, ale
elegancko, więc założyłem moją zajebistą niebieską koszulę
flanelową w kratę, czarną kamizelkę i czarne spodnie. Jak dla
mnie epickie połączenie.
Dojechaliśmy. Znów siedziałem w tym
samym miejscu, a Andrzej tym razem obok mnie.
Dzień zaczął się genialnie,
ponieważ od występu Krzysztofa Krawczyka. No, niestety z playbacku.
Krzysiowi, głos się zmienił z Barytonu chyba na Tenor. Ale chłop
wygląda tak samo jak zawsze.
Od razu na wstępie rzucił fajnym tekstem
"Ja będę udawał, że śpiewam. A wy będziecie udawać, że wam się podoba"
Oczywiście spontaniczne oklaski od publiczności dostał.
Fajnie było
zobaczyć osobę, którą się słuchało w dzieciństwie i
pobansować do Parostatek, czy Zatańczysz ze mną jeszcze raz.
Najbardziej mnie wkurzało, że do każdej piosenki klaskaliśmy.
Trochę to było takie żałosne. Oczywiście po tym jak skończył
śpiewać dostał gromkie brawa.
Rano słyszałem, że ma być Maryla
Rodowicz też, więc cały dzień wkręcałem Andrzeja, że za
kulisami jest. W pewniej chwili, aż zaczął mi grozić, że jak
powiem jeszcze raz Maryla Rodowicz to mnie walnie. Całkiem zabawnie
się wkręcało.
Drugim gościem specjalnym był Marek
Torzewski. Ten od "Do przodu Polsko". Zaśpiewał pięknie
dwie piosenki swoim genialnym mocnym wokalem (z playbacku, ale moc była) i zszedł. Epickie
przeżycie. Potem jeszcze wrócił, ale o tym za chwile.
I przyszedł gość specjalny. Garu.
Niesamowicie się podjarałem, ale plebsem nie jestem, żeby rzucać
się na niego, aby zrobić sobie zdjęcie z nim, więc zrobiłem takie z
ukrycia.
Najlepszy występ tych trzech dni. Garu
śpiewał, bez playbacku. Oj on ma głos, oj ma. Świetny występ. I
nawet jak była próba i nie musieliśmy mu klaskać, to klaskaliśmy,
bo było super. Zaśpiewał na żywca parę piosenek. A potem
nastąpił epicki zajebisty moment. Wyszedł do niego Janowski,
chwile pogadali, kawałek też zaśpiewali coś po francusku.
Nie wyraźne, ale co tam. |
Potem
zaprosił Torzewskiego i w duecie Polsko-Francuskim świetnie rozgromili piosenkę na żywo. Taka mała improwizacja. Garu refren
próbował śpiewać po polsku, co mu nawet fajnie wychodziło.
Bardzo mi się ten występ podobał i polecam w sylwestra, czy tam w
nowy rok obejrzeć go. Bo jest naprawdę świetny. Fajnie
być na koncercie i do tego mi za to zapłacą. Niesamowite.
Potem już były nudy. I brak
motywacji do klaskania. Oni udawali, że śpiewają, a ja udawałem, że klaszcze. Wypuścili nas po 19:30. Nareszcie koniec!
Podsumowanie
Bardzo ciekawie spęczone te trzy
dziwne dni. Nowe doświadczenie i zobaczyłem jak takie nagrywanie
wygląda od kuchni. Choć tam się głównie siedzi. Trochę tańczy,
uśmiecha i klaszcze. To każdego dnia wracałem zmęczony.
Widziałem
Garu,Torzewskiego, Krawczyka, Bilguna, Kazadi i Urbańską oraz
Józefowicza i Janowskiego.
Robota fajna tylko, że słabo płacą.
Nagrywanie jest co miesiąc, więc jak nie będę niczego ciekawego
robił za miesiąc to może się wybiorę.
Jeżeli ktoś też jest chętny, aby
tak jak ja siedzieć na widowni, klaskać i zarobić marne grosze.
To pisać do mnie na Facebooku lub na maila.
Polecam i Pozdrawiam
~King Bruce Lee
Karate Mistrz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz