Szukaj

Jaka to melodia - Relacja.

14 grudnia 2012

Jak było na widowni "Jaka to melodia?"


To uczucie, gdy jesteś na występie kabaretu i koncercie i do tego Ci za to płacą. Ostatnio mam często takie akcje. Wcześniej mi płacili (no, jeszcze nie zapłacili) za oglądanie walki Khalidowa na KSW. A za co teraz mi płacili dowiecie się za chwilę.


Można! Ja tam się dobrze bawiłem.


Dzień Pierwszy


Na 10:15 mam być na Woronicza w Budynku F Telewizji TVP.
Pobudka o 8, śniadanko, kawka. I wychodzimy z Andrzejem na tramwaj. Ale najpierw poszliśmy naładować kartę miejską. W pieprzonych kioskach nie można było płacić kartą, a cholerny automat na Rakowieckiej zamarzł. Dopiero na królikarni się udało naładować.
Przez tą przygodę się spóźniliśmy z pół godziny i niestety Andrzeja nie wzięli na pierwszy dzień nagrań, myślę, że gdyby miał mniej luźne spodnie, to by go wzięli też. Miało być elegancko i kolorowo to było. Pomarańczowa koszula i zielony krawat w paski to, to co miałem na sobie.

Posadzili mnie w miejscu, gdzie kamera publiczności nie łapała. W gejowskim sektorze, bo siedzieli tam sami faceci i jedna kobieta. Ale spoko. Nie narzekam.
Przyszedł Józefowicz i zaczęli nagrywać. Najpierw śpiewała jakaś laska. Potem Natasza Urbańska.(Całkiem fajnie to wyszło). A nam kazali klaskać i tańczyć. Potem tam śpiewali inni, ale nikt znany.

Nudy. Godzinna, przerwa obiadowa. Po obiedzie już Józefowicz się zmył i więcej nie wrócił. Za to przyszła Patricia Kazadi, zaczęła śpiewać i tańczyć z grupą taneczną. A mnie przesadzili do bardziej gejowskiego sektora na przeciw mojego. W sumie to tamtego dnia wszystko było gejowskie. Gejowskie sektory, gejowski klimat, gejowska podłoga, gejowscy ludzie. No wszystko. Niezłe śmiechy mieliśmy z tego gejostwa.

Zapomiałem dodać, że wszyscy lecieli do tej pory z playbacku. A dokładnie to wcześniej sobie nagrali i puszczali, a ci muzycy udawali, że śpiewają. Nieźle w chuja robią, co? Ale gdyby to nie było tak, to nagrywanie tego wszystkiego trwało by trzy razy dłużej.

Na koniec wbił się Kabaret Skeczów Męczących i wreszcie coś śpiewali na żywo. Nie ma to jak zobaczyć występ kabaretu na żywo i jeszcze mi za to płacą. LUBIE TO!
Chłopaki rozwalili system swoimi trzema występami. I wreszcie nas wypuścili do domu, a godzina była 20:30. Po tym występie wracałem w całkiem wesołym nastroju, ale zmęczony.

Dzień Drugi


Dzwoni domofon, kurwa... Gdyby nie przyszedł Andrzej z Angelą, to bym zaspał. Wypiliśmy kawkę i herbatkę i ruszyliśmy w drogę. Angela w swoją, My w swoją. Tym razem się nie spóźniliśmy. Brawo my! Wkurzali się dzień wcześniej, że mało elegancko. To dziś w pełnych garniakach przybyliśmy. Ja usiadłem znów w gejowskim sektorze numer 1. A Andrzeja posadzili w gejowskim sektorze numer 2.
Nudów nie było, bo czytałem sobie Sekret na Kindelku, gdy nie było nagrania.

Dużo było tańca. Seksowne tancerki, które chyba trochę gorzej tańczyły niż tancerki z wczoraj. Ale brałbym wszystkie. Zrobił bym wielką orgię. Albo wielką zabawę w słoneczko z ośmioma promykami.

Nagle zobaczyłem za kulisami gwiazdę Szymona Majewskiego, czyli Bilguuna i od razu pomyślałem, że to musi być Gangnam Style. Oczywiście się nie myliłem. Pojeździliśmy sobie na koniu z Bilgunem, było spoko. 

Przerwa obiadowa. Mniam, zjadłem dobry bigosik. A po niej robiło się coraz gorzej. Jakieś nudne piosenki i tańce, aż przyszedł gość główny, czyli szacowny prowadzący Robert Janowski. Nie wiem jak ty, ale ja gdybym pracował 10 lat w takiej robocie, to bym miał już wyjebane. On właśnie pokazywał jak ma na tą pracę wyjebane. No, ale gdybym miał dostawać za to 50 tysięcy, to bym to robił dalej.
Janowski to KOT! Wariat. Jego teksty były świetne. A, że siedziałem tak, że koło nas często przechodził, to wszystko słyszałem.

Mądrość życiowa hejcąca jego robotę: 

Chłopaki mówię wam, znajdzie sobie jakąś normalną robotę.


Anegdotka życiowa hejcąca jego robote: 

Moja córka się mnie zapytała: Tato, a kiedy ty będziesz miał normalną pracę
To jest dla mnie jak wjazd golfem tyłem z zamkniętymi oczami":

o wychodzeniu na scenę i "śpiewaniu"


Dobre było też jak się prawie wypieprzył, gdy reżyser powiedział akcja, a On był jeszcze nie na swoim miejscu, bo prowadził zażartą dyskusje z gitarzystą Zbyszkiem. No i tekst
 "Co, nie chcieliście puścić jak się prawie wypierdoliłem", 
po tym jak przerwali nagrywanie.

Widać, że  już trochę ta praca go znudziła i wkurza go to, że leci wszystko z playbacku.
Najlepsze momenty były między nagrywaniem, gdy muzycy zaczęli improwizować.

Wróciłem zmęczony po tych 11 godzinach. Ale wyszedłem wesoły.

Dzień trzeci


Najlepszy dzień...do czasu, gdy nie weszły dziewczyny z Brazylii, w chujowych strojach i tańczące jakieś brzucho-gówno. Żenada!

Ale jak się zaczęło? Standardowo, pobudeczka, tym razem herbatka. Tościki na obiad i w drogę.
Kazali się ubrać kolorowo, ale elegancko, więc założyłem moją zajebistą niebieską koszulę flanelową w kratę, czarną kamizelkę i czarne spodnie. Jak dla mnie epickie połączenie.
Dojechaliśmy. Znów siedziałem w tym samym miejscu, a Andrzej tym razem obok mnie.


Dzień zaczął się genialnie, ponieważ od występu Krzysztofa Krawczyka. No, niestety z playbacku. Krzysiowi, głos się zmienił z Barytonu chyba na Tenor. Ale chłop wygląda tak samo jak zawsze.

Od razu na wstępie rzucił fajnym tekstem 

"Ja będę udawał, że śpiewam. A wy będziecie udawać, że wam się podoba" 
Oczywiście spontaniczne oklaski od publiczności dostał.
Fajnie było zobaczyć osobę, którą się słuchało w dzieciństwie i pobansować do Parostatek, czy Zatańczysz ze mną jeszcze raz. Najbardziej mnie wkurzało, że do każdej piosenki klaskaliśmy. Trochę to było takie żałosne. Oczywiście po tym jak skończył śpiewać dostał  gromkie brawa.

Rano słyszałem, że ma być Maryla Rodowicz też, więc cały dzień wkręcałem Andrzeja, że za kulisami jest. W pewniej chwili, aż zaczął mi grozić, że jak powiem jeszcze raz Maryla Rodowicz to mnie walnie. Całkiem zabawnie się wkręcało.

Drugim gościem specjalnym był Marek Torzewski. Ten od "Do przodu Polsko". Zaśpiewał pięknie dwie piosenki swoim genialnym mocnym wokalem (z playbacku, ale moc była) i zszedł. Epickie przeżycie. Potem jeszcze wrócił, ale o tym za chwile.

I przyszedł gość specjalny. Garu. Niesamowicie się podjarałem, ale plebsem nie jestem, żeby rzucać się na niego, aby zrobić sobie zdjęcie z nim,  więc zrobiłem takie z ukrycia.


Najlepszy występ tych trzech dni. Garu śpiewał, bez playbacku. Oj on ma głos, oj ma. Świetny występ. I nawet jak była próba i nie musieliśmy mu klaskać, to klaskaliśmy, bo było super. Zaśpiewał na żywca parę piosenek. A potem nastąpił epicki zajebisty moment. Wyszedł do niego Janowski, chwile pogadali, kawałek też zaśpiewali coś po francusku. 

Nie wyraźne, ale co tam. 

Potem zaprosił Torzewskiego i w duecie Polsko-Francuskim świetnie rozgromili piosenkę na żywo. Taka mała improwizacja. Garu refren próbował śpiewać po polsku, co mu nawet fajnie wychodziło. Bardzo mi się ten występ podobał i polecam w sylwestra, czy tam w nowy rok obejrzeć go. Bo jest naprawdę świetny. Fajnie być na koncercie i do tego mi za to zapłacą. Niesamowite.

Potem już były nudy. I brak motywacji do klaskania. Oni udawali, że śpiewają, a ja udawałem, że klaszcze. Wypuścili nas po 19:30. Nareszcie koniec!

Podsumowanie


Bardzo ciekawie spęczone te trzy dziwne dni. Nowe doświadczenie i zobaczyłem jak takie nagrywanie wygląda od kuchni. Choć tam się głównie siedzi. Trochę tańczy, uśmiecha i klaszcze. To każdego dnia wracałem zmęczony.
Widziałem Garu,Torzewskiego, Krawczyka, Bilguna, Kazadi i Urbańską oraz Józefowicza i Janowskiego.
Robota fajna tylko, że słabo płacą. Nagrywanie jest co miesiąc, więc jak nie będę niczego ciekawego robił za miesiąc to może się wybiorę.

Jeżeli ktoś też jest chętny, aby tak jak ja siedzieć na widowni, klaskać i zarobić marne grosze. To pisać do mnie na Facebooku lub na maila.

Polecam i Pozdrawiam
~King Bruce Lee Karate Mistrz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz